sobota, 3 sierpnia 2013

Rozdział 48


Rozdział 48
 "Wielka decyzja - finał"

*_* Oczami Grace *_*

Wchodząc do sali widziałam jak Eddie trzyma za rękę Mirandę. Zakuło mnie coś w środku. Ale no przecież to przez nas to się stało. Nie wiedziałam 
co mam czuć. Lekko mnie zamurowało. Ale nie tylko to.
- Wybrana, oni idą ! - powtarzała Ally w ciale Senkhary - Wybrana, musisz zacząć działać - powiedziała po czym zabolało mnie mocno w miejscu,
w którym mam znak Anubisa. Złapałam się za rękę i ukucnęłam z bólu... Złapałam się jeszcze mocniej swojej ręki, zamknęłam oczy. Po policzku
popłynęła mi jedna samotna zła. Wytarłam ją szybko rękawem. Ból był straszny. Ostatnie co widziałam, zanim zamknęłam oczy, to to że Eddie do mnie podszedł.
Po kilku minutach przy pomocy Seleny wstałam, bo reszta zajęła się Mirandą. Coraz bardziej byłam wkurzona i może zazdrosna. Stanęłam wreszcie o 
własnych nogach. I powiedziałam głośno do Seleny: Dzięki. Kendall lekko się chyba zdziwił bo popatrzył się na mnie jak na wariatkę, ale byłam super wkurzona. Nikt nie zapytał mnie się nawet co jest i w ogólnie jak by mnie tam nie było, bo Miranda kaszlnęła. Co miało chyba oznaczać, że powoli do nas wraca. A ja powoli odchodzę. No, ale nic. Nadal dość mocno trzymałam się za ramię, strasznie piekło i wydawało z siebie blask. Miałam nadzieję, że zaraz przejdzie. Po co mi taki osirion jak Eddie. No normalnie nawet na nie patrzył na mnie. Czułam się coraz gorzej. Bardziej bolało. Nie mogłam znieść tego strasznego bólu. Miałam ochotę krzyknąć, ale pomyślał sobie że nie będę się kompromitować. Miranda przeżyła 'kopnięcie' prądem,  więc zaraz popłyną po mnie, że to ja jestem 'wybrana' i nie mogę wytrzymać bólu a ona może. Już w tedy wiedziałam, że jestem mega zazdrosna o Mirandę. Po moich policzkach mimowolnie popłynęły łzy. Nie żalu do Eddiego, tylko bólu. Moja cierpliwość do Senkhary już sięgnęła granic. Po chwili wybuchnęłam krzycząc:
- Senkharo ! - wydarłam się po czym odeszłam od łóżka Mirandy i zobaczyłam ją; zaśmiała się
- Hahaha – dalej śmiała się 
- Wiem, postaram się. Zostaw mnie już ! Oni nas nie dostaną, obiecuję i wypełnię twoje zadanie. Na pewno znajdę dla ciebie maskę. Proszę, przestań mnie już krzywdzić. Wiem, że moje życie dobiega końca. - nadal krzyczałam
- Zrób jak mówisz ! Bo jak nie to nie tylko ty poniesiesz karę, ale oni też. Przeklęty Unbroken z nim trzeba będzie zawalczyć. Wykonaj to. Twoje życie się kończy. Tak samo jak jej. - wskazała na Mirandę
- Nie proszę nie rób jej nic. Proszę .
- Na razie nic jej nie będzie. A ty się staraj lepiej i uważaj na armię złych. Chroń ją. Jak nie dasz rady armii to twoje na dobre się skończy. Przed tobą wielka decyzja. O której zapewne dowiesz się nie długo. - powiedziała po czym zniknęła, a ja znowu skuliłam się z bólu tym razem po raz ostatni.
Moi przyjaciele patrzyli się na mnie z niedowieżaniem. Ja głośno wzdychnęłam. I miałam bardzo poważną minę – jak nigdy. Patrzyłam na nich z mina w stylu WTF ?! Po czym wybiegłam z sali. Stanęłam za drzwiami. I nagle znów jakich głos. 
- Ratuj Mirandę, ratuj ja !
- Jak ? - krzyknęłam
- Odłącz ją od tych maszyn – one wsysają jej moc ! Szybko !
- Ale ona w tedy umrze !
- Nie ! Ma już dość siły, żeby znów zacząć normalnie żyć.
- A jak nie ?
- Ma na pewno, jak nie dotknij swojego znaku i swoją moc prześlesz na nią. Zaufaj mi
Wleciałam znów, jak potłuczona do sali. Popatrzyłam na SIBUNĘ, i na maszyny. Podeszłam bliżej ich. Odłączyłam pierwszą. Eddie mnie złapał za rękę bardzo mocno.
- Co ty robisz ? Ona umrze.
- Zaufaj mi – krzyknęłam – odsuńcie się 
- Po co ?!  - krzyknęła Selena
- Proszę ! -  ponagliłam ją 
- Zwariowałaś ! - krzyknął Eddie
- Wiesz, to bardzo dobrze. 
Została mi już tylko jedna maszyna do odłączenia. Odczepiłam..
- Miranda, działaj ! - krzyknęłam do niej
Po dłuższej chwili uniosła się do góry, po czym bardzo szybko upadła.
- Za mało mocy – wyksztusiła z siebie Miranda
- Już, chwila – powiedziałam po czym dotknęłam swojego znaku Anubisa, który lśniał.
Przycisnęłam rękę do niego po czym do Mirandy. Po chwili już wstała.
- Boże, Miranda – krzyknęła Selena – Wszystko - okey ?
- Tak, jest super – odpowiedziała jej Miranda i odsunęłam się od nich wszystkim, a Miranda podeszła do mnie.
- Naprawdę, dziękuje. Jeszcze chwili i by mnie nie było.
- Nie ma za co ! Naprawdę.
- Jak to ? Z skąd wiedziałaś ? - zapytał się zdziwiony Eddie
- Wiesz wybrana nie jest taka słaba jak myślałeś – odpowiedziałam z wyczuwalną złością w głosie 
- Tak się tylko zapytałem. A o co ci chodzi ?
- Nie ważne. - opowiedziała zrezygnowana i odwróciłam się do niego
- Ważne, ważne – powtórzył po czym mnie złapał za rękę – chodź – i wyszliśmy z sali
- Co ty chcesz ? - powiedziałam znowu zrezygnowana
- Słuchaj, nie odzywasz się do mnie, nie patrzysz. Nic.
- Co ?! To ty nie zwracasz na mnie uwagi
- Jak to nie ?! Cały czas na ciebie patrzę ! Grace...
- Przestań. 
- Ale proszę powiedz mi co zrobiłem nie tak.
- Później – powiedziałam po czym znowu weszłam do środa sali po mnie Eddie z zmartwioną miną
- Pogadaliście ? - zapytał się jak zawsze ciekawski Kendall
- Można tak powiedzieć – powiedział, a ja znowu poczułam ukucie w sercu momentalnie zrobiło mi się szkoda
- Dobra, teraz muszę wam coś powiedzieć. Przez cały ten czas muszę nie tylko myśleć o was, ale i o sobie. Mój czas się kończy, ale dzięki temu wy przeżyjecie. Muszę was chronić. Armia złych idzie po nas i po nasze moce. Muszę rozpocząć walkę.
- Czekaj, raz mówisz o nas raz o sobie – powiedziała Selena
- Tak, bo to jest moja bitwa, ale nasz problem
- Okkkkkeeeyyyy... - zrezygnowany Eddie podszedł do mnie i próbował mnie przytulić, ale odsunęłam się i wyszło że oparł się w stolik przy łóżku.
- A więc to nie będzie twoja bitwa ! My idziemy z tobą! Nie zostawimy cie ! Nigdy – zaczęła Miranda
- Nigdy... - dopowiedziała reszta
- No... ale... 
- Nie ma ale – powiedział w moim kierunku Eddie a ja próbowałam się uśmiechnąć
- Jasne... - jednak odpowiedziałam z nutką sarkazmu
- Czuję... raczej widzę... idą po nas – powiedziała Selena
- A więc my też idziemy – krzyknął Eddie łapiąc mnie na rękę, a ja się tylko uśmiechnęłam gdy ten na mnie spojrzał.
Szliśmy na spotkanie z armią złych. Selena prowadziła, ponieważ wiedziała, gdzie obecnie się znajdują. Przez całą drogę Eddie trzymał mnie za rękę a ja nie protestowałam. Ścisnęłam bardziej gdy Selena nam powiedziała, że to tutaj mamy się spotkać. Popatrzył na mnie z uśmiechem i powiedział:
- Spokojnie, wszystko będzie dobrze.
- Jasne – odpowiedziałam szybko
Armia złych podeszła do nas. Na początku była tylko rozmowa, jakoś za bardzo pokojowa. Ze sobą wzięli Radka. Nadal zastanawiałam się co to za ważna decyzja. Do czasu... Zaczęło się. Miranda jako czarodziejka rzuciła kilka zaklęć, ale to nie zadziałało – byli nawet przez to bardziej silni. 
Głos mi podpowiadał, żebym ratowała Radka. Wzięłam jako moją ochronę Kendalla. Reszta walczyła. A my razem szliśmy naprzód. Ja ukryłam się za plecami Kenda. Nie wiedziałam co mam dalej robić. Poprostu chciałam uwolnić Radka. Ważną decyzją było moje życie lub życie Radka, jednak podjęłam bardzo ważną decyzję – chciałam go uratować. No bo kiedyś coś dla mnie znaczył no i w ogóle. Źli wiedzieli, że nie pokonają Unbroken. Ten moment wykorzystała Miranda i walnęła ich kulą śmierci. Udało się ! Radek wolny. Wiedziałam, że to za proste; po chwili źli powstali i odepchnęli atak i to ja dostałam kulą śmierci...

*_* Oczami Eddiego *_*

Wiedziałem, że Grace będzie chciała ratować Radka. Nie przeszkadzałem jej. Ale gdy tak leżała, bardzo żałowałem, że tak nie zrobiłem, ale musieliśmy jeszcze coś zrobić. Musieliśmy wykończyć armię złych. Wszyscy robiliśmy co mogliśmy. Radek zabrał Grace z pola bitwy. Jest ! Udało nam się pokonaliśmy ich. Szybko polecieliśmy do Grace, która dostała kulą śmierci. Była martwa...

Ciąg dalszy nastąpi...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz