sobota, 27 września 2014

Rozdział 12

  
"Życie jest ulotne" 



Kolejny dzień wcale nie zapowiadał się lepiej, niż poprzednie.Obudziłam się dość wcześnie. Obok mnie na pół-siedząco Justin. Powinnam go już dawno stąd "odesłać", jednak nie potrafiłam. Coś we mnie chciało, abym tego nie robiła. Tak bardzo mnie zranił... A ja tera tak po prostu chce mu wybaczyć?! Świat jest dziwny! Ja jestem dziwna! Postanowiłam ponownie zasnąć. Udało mi się.



~
- Myślisz, że możesz sobie każdego okłamywać?! - wrzasnęła kobieta.
- Nie, przepraszam. - odpowiedział jej mój chłopak.
- Nie masz prawa spotykać się z nią! - zagrzmiała.
- Nie będziesz mi mówić co mam robić! 
- A właśnie, że będę. - zaśmiała się złowrogo - Teraz kiedy twoja matka nie żyje, to ja mam kontrol nad tobą.
- Wcale nie masz kontroli nade mną. - krzyknął, po czym jednym ruchem ręki stłukł wazon, który stał na stoliku obok. - Nigdy nie będziesz miała. Nienawidzę Cię, rozumiesz?!
- Jeszcze pożałujesz tych słów, jeszcze pożałujesz.
Sceneria się rozmyła.
Obecnie znajdowałam się na cmentarzu. Justin stał przy grobie swojej zmarłej matki płacząc.
- Mamo, dlaczego? Jak ja jej nienawidzę! Jest okropna. Pocieszam się tym, że to tylko rok i będzie inaczej. Będę mógł się wyprowadzić! Od niej, od nich. Czemu cię nie ma? Tak mi cię brakuje. Tak tęsknię!
Znów obraz znikł. Stałam teraz pośrodku zatłoczonej ulicy. Spojrzałam w górę. Na szycie budynku coś się poruszyła. Nie zdążyłam zauważyć kto to, co to. Było za późno. Chłopak, jak później się okazało, skoczył z dachu prosto na chodnik. Zabił się Popełnij samobójstwo,
- Nie! - próbowałam krzyknąc, gdy zdałam sobie sprawę kim był ten chłopak. - Justin, nie!
~

- Nie - krzyknęłam, zrywając się ze snu. Obudziłam tym Justina. Byłam przestraszona, spocona...
- Co się stało? - nie odpowiedziałam - Selena! Co się stało?
- Zły sen - wymamrotałam.  - Przepraszam, że cię obudziłam.
- Nie masz za co przepraszać! Co ci się śniło? 
Milczałam
- No dobrze nie chcesz mówić, nie mów.


2 dni później...
Wyszłam już ze szpitala. Wróciłam do domu. Bardzo często zastanawiałam się nad znaczeniem tego snu. Oby tylko nie był proroczy - pomyślałam. Słońce świeciło jasno, miasto żyło. Zapowiadał się bardzo fajny i miły dzień. Jednak... jednak się przeliczyłam. Mój spokój ducha przerwał dzwonek telefonu. Odebrałam, słyszałam tylko nie wyraźne dzięki, ale po chwili rozpoznałam głos Justiina: 
- Justin, co się stało? - próbowałam uspokoić mojego chłopaka przez telefon.
- Moja mama... mama nie... nie... żyje...!

____________________

Przepraszam za nieobecność oraz za tak krótki rozdział. Wreszcie trochę wena mnie naszła. W kolejnych rozdziałach będzie się dużo działo, dużo akcji, dużo smutku...